Jedzie jedzie renifer, grzeje go kaloryfer...


Etykiety:

3

Był zwykły grudniowy dzień. Zbudził mnie potworny kaszel, a raczej sprawił że się ocknąłem z zamyślenia. W końcu z takim kaszlem co dwie minuty mogło mi się co najwyżej wydawać, że spałem. Po chwili z drugiego krańca mieszkania dobiegł mnie głośny huk. Wstałem i spojrzałem na zegarek - 5.30. Nie ma co - pogańska godzina. Udałem się w stronę źródła hałasu. Był to pokój gościnny. Okno było otwarte, roletą ruszał wiejący z zewnątrz wiatr. Doniczki na parapecie były wywrócone, a na dywanie zostały odciski po zabłoconych butach. Na środku pokoju leżał wór, wielkości takiego od ziemniaków. Nie oglądając się na niego podszedłem do okna. Na ulicy stał poczciwy dziadek ubrany na biało - czerwono, pomachał mi ręką po czym wsiadł na sanie podczepione do kilku reniferów. Sanie miały zamiast płozów kółka... ech... to ocieplenie klimatu.

***
Godzinę po mnie, obudziła się reszta domowników. Przyszedł czas na rozpakowywanie prezentów. Mnie przypadła upragniona party game – Jenga, oraz niezwykle brutalna i psychodeliczna gra na PSP twórców GTA – Manhunt 2. Siostra dostała jakiegoś durnowatego pieska, o dorosłych jegomość z sań nie pamiętał…

3 Response to "Jedzie jedzie renifer, grzeje go kaloryfer..."

  1. M@rcin says:

    He he super notka

    pauluZ says:

    No właśnie także tak uważam....
    JAskier: rozkręcasz się w pisaniu takich zajawkowych notek i w ogóle super Ci to wychodzi :)
    Ale nie osiadaj na laurach i na MAXA szukaj wszędzie możliwości publikacji: gazety, serwisy WWW, lokalne wydarzenia i eventy....
    Powodzenia!!

    Hihi, bez przesady. Notki z bloga to totalny spontan :D