"Wesołość"


Etykiety:

1

Dobrze jest popisać. Popisać coś innego niż pieprzone prace na uczelnie, które w gruncie rzeczy są popisem umiejętności wyginania zdań do niemożebnie przytłaczającej długości. Takie pieprzenie dla pieprzenia, byle ładnie brzmiało, miało dużo przypisów do mniej lub bardziej uczonych głów (z naciskiem na bardziej). Przydatne są również jakieś mega głupie, i - zapomniane nawet przez najstarszych gurali - słowa, bo to taki lans napisać termin „siermiężny”, „penalizacja” czy „egzemplifikacja”. Parę takich słów i od razu wykładowca, tudzież ćwiczeniowiec widzi, że ma do czynienia z człowiekiem na poziomie. To że przeciętny student w życiu codziennym zamiast mówić o penalizacji, powie raczej że ktoś kogoś za coś zapierdolił, nie ma tu znaczenia. Może nieco koloryzuję i przedstawiam studentów jako pół głupich (broń Boże nie o to mi chodzi, raczej chcę wskazać na pewien stopień „luźności” jakim się charakteryzują) ale to tylko obrazuje sztuczność nadmuchanych frazesów, które są tak na miejscu w języku naukowym. W ogóle jestem na drugim roku (dla jednych to pro, dla innych ledwie świeżak) i nadal nie mogę się nadziwić jak to wszystko na uczelni trzyma się w kupie. Ten jeden wielki bajzel, o często chorych restrykcjach i wytycznych. Ale jak to ktoś z moich znajomych ostatnio ocenił – jest wesoło. Cóż, czasem po prostu nie takiej wesołości oczekuję…, męczy mnie ona po prostu.

Rap na dziś #7


Etykiety:

0

Dziś kawałek, który w mojej opinii ma genialny refren. Jak wsłuchuję się w te instrumenty i głos Ramony to kojarzą mi sie dawne czasy, które już nie wrócą. Wakacje, które przeminęły, różne okresy mojego życia i tak dalej. Nostalgicznie bardzo, i fajnie.

Podrzucone/wyszperane w sieci #5


Etykiety:

0

Gdyby ten cykl notek nie miał stałej nazwy, to nazwałbym niniejszą notkę w stylu "Nowy Łukasz i seks". I bynajmniej Łukasz nie ma tuz seksem nic wspólnego, w dodatku nie chodzi tu o to, iż jest jakiś nowy Łukasz, a nadchodzi nowa książka - mojego ulubionego polskiego autora - Łukasza Orbitowskiego, o tytule "Nadchodzi" właśnie. Bez zbędnego pieprzenia polecam dwa filmiki. Pierwszy, to kontrowersyjna i w moim odczuciu przezabawna kampania dotycząca bezpiecznego seksu. Drugi filmik to trailer "Nadchodzi". Miłego oglądania.
Zapowiedź "Nadchodzi":

Recenzja gry "Trener w Amoku"


Etykiety:

0

Dziś przedstawię wam zwariowaną grę o piłce nożnej. Myślicie sobie pewno – Futbol Ligretto, szalona karcianka wypuszczona na rynek nie tak dawno temu przez wydawnictwo Egmont. A właśnie, że nie, bo mam zamiar napisać o grze planszowej Trener w amoku, autorstwa Waltera Oberta, wydanej przez firmę Granna.
Dalszy ciąg recenzji w Tawernie RPG.

Pnącza w Secret Santa PnP 2009!!!


Etykiety:

1

Niedawno zakończona została akcja "Secret Santa PnP" największego i najlepszego serwisu o planszówkach na świecie - BoardGameGeek. Polega ona na tym, że każdy z uczestników (w minionej edycji było ich 44) wciela się w "Tajemniczego Mikołaja" i obdarowuje inną osobę pięknie wykonanym egzemplarzem darmowej gry. Z dumą donoszę, iż jeden z amerykańskich uczestników (o ksywce manmythmusic) został obdarowany... Pnączami! Prezent bardzo przypadł mu do gustu i przetestował go w prowadzonym przez siebie "Klubie Gier Strategicznych". Przyznam, że bardzo miło zrobiło mi się na sercu po przeczytaniu opinii, którą wklejam poniżej: "Creepers was a big hit with the group". Obok widzicie także zdjęcie egzemplarza Pnącz, jakim ów użytkownik został obdarowany, chyba nie muszę nic pisać na temat jego jakości. Nie mogę się napatrzeć...

Palec


Etykiety:

0

Z dumą donoszę (zresztą BLIPowałem już o tym), iż udało mi się wygrać konkurs na opowiadanie serwisu bestiariusz.pl. Jako, że w regulaminie nie wyczytałem żadnych zakazów co do publikacji opowiadań konkursowych, ani nie przypominam sobie również żebym podpisywał jakieś tajne dokumenty krwią, wobec czego zamieszczam mój tekst poniżej. Taki strasznie krótki szorcik, w mojej opinii nienajwyższej jakości, ale na tak durne hasła z jakimi miał być powiązany, arcydzieła stworzyć się nie dało. Mam nadzieję, że wkrótce zaserwuję Wam coś naprawdę dobrego.

Palec
W starym klasztorze, ulokowanym pośród klifów szeptów od dawna nie widziano takiego ruchu. Zważywszy na to, że jeszcze sporo czasu pozostawało do dni modłów, kiedy to wszyscy kapłani zbierali się do gorliwego czczenia Jedynego, wspólnej medytacji i rozważań, zaistniała sytuacja wydawała się co najmniej dziwna. Po co tu, na tej zapomnianej przez boga i ludzi ziemi taki rwetes?
Od dawna klasztor pod wezwaniem wielkiego młota przypominał bardziej siedzibę jakiegoś napalonego zielarza, tudzież ogrodnika. Mocno rozbudowane ogrody, z pewnością mogły uchodzić za ozdobę tego miejsca. Traf chciał, że ostatnio konieczność, kazała całkowicie zweryfikować jego idylliczny nastrój. Wszystko to rozpoczął konflikt z kapitułą magów...
Kłótnia wyższych władz kościelnych z magami doprowadziła do roszczeń tych drugich co do relikwii kościelnej – Palca Wielkiego Mnicha. Najwyższe władze kościelne zdecydowały o ukryciu relikwii właśnie pośród klifów szeptów, pod osłoną skomplikowanej sieci piwnic i lochów. Żywiono nadzieję, że tutaj potężny mag Jedius nie będzie szukał pożądanego przedmiotu. No bo czemu miałoby być inaczej? W końcu mało kto w ogóle pamiętał o tym miejscu.
Mimo tego najwyżsi kapłani zdecydowali o postawieniu licznych straży w klasztorze. Wszelka aktywność miała być w miarę możliwości kamuflowana, jednak mieszkańcy okolicznych wiosek od razu poznali się na całej akcji. Spokojna – na co dzień – okolica wydawała się być wyjątkowo ożywiona.
Miano nadzieję, że Jedius nie dowie się o kryjówce zbyt szybko, a z czasem gniew na wyższych kapłanów minie mu zupełnie, tak jak czas na tarczy starego zegara świętego Młotodzierżcy.
Dni mijały, a klasztor – zarządzany przez kapłana Mefiusza – stał, jak przed laty, nie niepokojony przez cokolwiek straszniejszego, od spadającego z niebios gołębiego łajna.
Był wieczór, a słońce pięknie świeciło czerwienią. Mefiusz czytał księgę świętą, a rozmyślania przerwał mu jeden ze strażników, który wbiegł do komnaty zaaferowany.
- Kapłanie Mefiuszu, jakaś postać zmierza ku klasztorowi. Wędrowiec ma wielki szary kapelusz, a w ręce dzierży drewniany kij, wyższy od niego samego. Bardzo przypomina maga – wysapał strażnik.
- Na Jedynego… - w głosie Mefiusza dało się wyczuć trwogę. – Natychmiast postawić wszystkich na nogi, nie czynić przy tym zbytniego hałasu.
Jedius szedł spokojnie w stronę klasztoru, gdy był oddalony od wejścia o kilkadziesiąt kroków, krzyknął:
- Wiem, że tam jesteście, i że ukrywacie Palec. Oddajcie go po dobroci, a obejdzie się bez rozlewu krwi.
Mefiusz wiedział, że nadeszło najgorsze. Jedyne co mógł zrobić, to jako najwyższy kapłan posłać ludzi do walki, a samemu uciec podziemiami z relikwią. Miał obawy czy podejmować tę decyzję. W końcu miał posłać tych ludzi na pewną śmierć. Niemniej nie miał wyboru, relikwia musiała pozostać w rękach władz kościelnych. Wydał rozkaz, a chwilę po nim rozpętało się piekło.
Jedius walczył jak oszalały, a z końca jego kija wylatywały co raz to wymyślniejsze pociski, kapłani i strażnicy klasztoru padali martwi, jeden po drugim, jak ranione przez myśliwego zwierzęta. Bo to właśnie potężny Jedius był tu myśliwym, a kapłani zwierzyną.
Mefiusz gnał podziemiami, z relikwią ukrytą pod habitem błagając Jedynego o to, by zrozumiał, że posłał swoich ludzi na pewną śmierć w Jego imieniu. O jednej rzeczy niestety nie mógł wiedzieć. Poświęcił ludzi dla marnego falsyfikatu, nic nie znaczącej podróbki. Właściwy Palec Wielkiego Mnicha, leżał w katedrze Jedynego na południu kraju, zabezpieczony przez radę najwyższych kapłanów. Klasztor Mefiusza był tylko wabikiem…
*Obraz do niniejszego wpisu pochodziz tej strony.

Freestyle Sylwester 09/10, czyli tak sie bawi ekipa Pierniconu i Toruńskich Dni Fantastyki :)


Etykiety:

5

Miniony Sylwester został zaaranżowany bardzo spontanicznie. Dzień wcześniej dostałem telefon od Seby, że robi domówkę i czy nie jestem chętny wpaść? W gruncie rzeczy stwierdziłem, że to świetna opcja. Spytałem jeszcze tylko czy mogę ze sobą kogoś zabrać? Nie było z tym większych problemów, więc zawinąłem z sobą Gumę i Michała, po drodze dokoptował się Gil, za to zrezygnował Michał... Dlaczego? Nie wiem... może swędział go nos, albo rzęsy? Heh, taki żarcik ;). Szkoda, że Michała nie było... No, ale nic to wróćmy do relacji. Po szybkich frytach w kebabowni na Szewskiej (nie jadłem kolacji) ruszyliśmy w stronę "Destination place", czyli ulicy Mickiewicza. Zgubiliśmy się w okolicy psychiatryka, ale pomógł nam szybciutko... nie, nie pan doktor, a Seba. Weszliśmy wysoooko w górę do mieszkanka. A tam czekała już na nas cała ekipa. Ładne parę osób. Rozmawialiśmy wesoło, piliśmy, paliliśmy i to samo w kolejności odwrotnej, od środka i we wszystkich możliwych kombinacjach. Gdy humory zaczęły już dopisywać zdaje się, że ja zaproponowałem byśmy urządzili sobie wieczorek fristajlowy. Chyba tylko poziom alkoholu spowodował, że wśród ekipy, która prawie nie słucha rapu wszyscy entuzjastycznie się do tego odnieśli. Seba wyjął mikrofony, przyciemniliśmy światło i zaczęła się jazda, głównie pod bity kalibra. Na majkach bawiliśmy się głównie w trójkę - Seba (pierwsze foto), Jarek (aka szalony kaliber style, drugie foto) i ja, czasem dołączała Magda (trzecie foto). Od dawna chciałem pofreestylować, ale nie było chętnych, strasznie na to czekałem i udało się w sylwestra. Kompletnie wcześniej się tego nie spodziewałem. Co więcej ekipa naprawdę dawała radę. Guma wypił domowej roboty wódkę (60% alko :))) i dosyć szybko zaliczył stan bliski zgonu. Walił C-walki i wogóle. Poza tym napisałbym coś jeszcze, ale mi zabronił więc nie napiszę. Musicie jednak wiedzieć, że na pewno się byście po nim tego nie spodziewali :). O północy wyszliśmy przed hacjendę :P, w stanie upojenia przytuliłem chyba z pół bydgoskiego płci przeciwnej, Guma się wypieprzył, śpiewaliśmy przyśpiewki chyba z 10 klubów i inne JP na 100%. Słowem żenująco i meega, meeega fajnie. Potem dalszy ciąg fristajl battle'a już tylko w duelu z Sebą bo reszta powoli wymiękała. A dalej sen z Anią... Oj było przyjemnie, tego potrzebowałem po półrocznej przerwie od czasu gdy byłem z Natalią (pozdrowienia, jeśli to czytasz!). A rano dziewczyny chciały oglądać "Kubuś Puchatek i Hefalumpy", jako że nie byliśmy zbyt chętni zagraliśmy w Pędzące Żółwie i Monstermaler, aby planszowo Sylwester nie był stracony. Koło obiadu, zawijaliśmy do domku. Było Przezacnie. Specjalnie dla Gumy: Taak, ten Sylwester jest w moim TOP 10 :D.