Pyrkon 2011, już jutro


Etykiety:

0

Taak, jutro kolejny Pyrkon. Mała kalkulacja. Będę już... 6 raz. Wyobrażacie sobie to? Toż to 1/4 mojego życia. 1/4 lat, mojego życia była okraszona, dorocznie Pyrkonem. Kawał historii, dziesiątki nowych znajomych, imprez, chwil o których się pamięta, nieco dłużej niż byle jaką weekendową imprezę. Pyrkon jest wyjątkowy i basta. Na żadnej cyklicznej imprezie nie byłem tyle razy z rzędu. Niemniej, tegoroczna odsłona sprawia, iż jadę w małej niepewności. Nowe miejsce, z jednej strony wystawne i z przytupem, z drugiej zaś, pozbawione odrapano-żulowego klimatu starego Dębca. Zawsze gdy mogłem tam wracać, czułem się jakby w istocie przestrzeń się zakrzywiła, sprawiając, iż znalazłem się w jednym z fantastycznych wymiarów. Chwile tam spędzone, urok brzydoty okolicy (dziwnie to brzmi, ale coś w tym jest) sprawiały, że chciało się tam wracać. Rozpieprzony peron Poznań-Dębiec, po którym kursował piękny parowóz (niemal jak ze znakomitej powieści Rowling), psia buda, w której miła Pani (przy trzecim wyjeździe na Pyrkon doskonale już ją pamiętaliśmy) przygotowywała nam kebab z frytami, który był prawdziwym zbawieniem dla umęczonych konwentowiczów. Każdy Pyrkon był jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy. Początki to wyjazdy z Orlicą, gdzie nawet nie sypiałem na miejscu (o czym zresztą Borg wszystkim rozpowiada :P), to były początki mojego konwentowania. Dalej ekipa z roku na rok się powiększała. Orlica co prawda przestała jeździć, za to reszta moich znajomych wsiąkła - MossGrande, Zibol, Guma, Scorgon, Karol, jeździła też Kitsune. Dla nas Pyrkon rozpoczynał się już w pociągu, gdzie graliśmy i dyskutowaliśmy o fantastyce i nie tylko. W tym roku, wybieram się tylko ze Scorgonem. Coś się posypało, choć przyznać trzeba, że każda z tych osób ma dobry powód by nie jechać. Szkoda. Wierzę, że nie zaważy to na jakości mojej zabawy. Choć obawy są. Nowe miejsce, brak zwartej ekipy. Początek końca czy może start równie ciekawej przygody?

0 Response to "Pyrkon 2011, już jutro"