Wielkanoc 2015


Etykiety: ,

1

Dłuugo mnie nie było, a wreszcie mam troszkę czasu. Fullcap Games zabiera go nieco, drugie nieco to praca u pani księgowej, którą rozpocząłem blisko dwa miesiące temu. Jest to pierwsza prawdziwie poważna praca i naprawdę nie jest źle. Przerwa wielkanocna to chwila oddechu. Wypoczywam, leniuchuję, korzystam z dóbr kultury. Zabrałem się jakiś czas temu za serial Breaking Bad i wciągnął mnie na tyle, że właśnie kończę drugi sezon. Jest smutny i śmieszny na przemian, pomimo tego że wiele sytuacji jest przerysowanych - skłania do refleksji. To dość mocny serial. Czas wolny sprawił również, że robię już bodaj trzecie podejście do Opowieści z Mekhańskiego Pograniczna Roberta Wegnera. Wszyscy chwalą, a ja nie mogę się przekonać. Tym razem: albo doczytam, albo definitywnie zrezygnuję z lektury tej pozycji. Czyżbym już wyrósł z fantasy? A może w ogóle z fantastyki? Mało realne mnie się to wydaje, ale któż wie... Jakie jeszcze plany na Święta? Refleksja, przebywanie z rodziną, może Nintendo Wii, porządki, no i lektura instrukcji do Bora Bora na przyszły tydzień. Pogoda za oknem tragiczna, nastrój w normie. Normalnie byłoby już tydzień po Pyrkonie, widać ten rok nie jest normalny. Nie dość, że Pyrkon dopiero za blisko trzy tygodnie, to po raz pierwszy nie pojadę tam dla przyjemności, a do pracy. Muszę napierać z Fullcap, chciało się być wydawcą...

Intensywny rok 2014


Etykiety: , ,

2

Pełnia szczęścia i dumy ;)
Intensywny rok 2014... Choć  z częstotliwości wpisów na moim blogu nie wynika to zupełnie (a może właśnie wynika...). Dobiega końca rok 2014. Rok przełomowy i bardzo dla mnie ważny. To właśnie w tym roku wystartowała moja firma - Fullcap Games. Formalnie wystartowała w grudniu roku minionego, jednak to właśnie w Październiku premiery miały 2 pozycje wydane przeze mnie: Małe Epickie Królestwa oraz Badacze Głębin. Taa... Badacze Głębin, Stefan Feld, Essen. To jest ciekawa historia. W poprzednim wpisie jarałem się jak głupi, że udało mi się uścisnąć dłoń i zrobić sobie zdjęcie z moim ulubionym autorem gier planszowych na świecie - Stefanem Feldem. Jest to bardzo miły Niemiec, który jest wyższy ode mnie. Jeśli nie znacie mnie osobiście... - mam 197cm wzrostu! Stefan to prawdziwy kolos, zarówno fizycznie jak i - w mojej opinii - na polu projektowania wykwintnych gier planszowych. W zeszłym roku miałem okazję poznać - w tym roku już jestem wydawcą polskiej edycji gry zrobionej przez tego geniusza. Wydawnictwo dopiero raczkuje, jednak obie zaproponowane przeze mnie gry zostały świetnie przyjęte na rynku. Z podniesionym czołem i pełen entuzjazmu spoglądam na rok 2015. Plany są przynajmniej trzy razy bardziej obfite, aniżeli na rok mijający. 

Marzenia


Etykiety: , , ,

1

Ze Stefanem Feldem
Chyba każdy z nas marzy. Jedni bujają w obłokach i mają marzenia wystrzelone w kosmos. Bywa , że pomimo tego spełniają oni swe nadzieje. Inni, choć marzą o drobnych, często przyziemnych sprawach - doświadczeni przez zły los, pecha, umierają nieszczęśliwi.
                Ja w zeszłym roku spełniłem wszystkie (no dobrze: prawie wszystkie!) swoje dotychczasowe marzenia. Prosty ze mnie człowiek i nie było tego za wiele. Jedni powiedzą, że w istocie to gówno, a nie marzenia. Dla innych level mojego spełnienia może być nieosiągalny.
                Odhaczając: moim głównym marzeniem od początku interesowania się grami planszowymi był wyjazd na targi Spiel w Essen. To właśnie w październiku  minionego roku dzięki wsparciu mojego ojca udało mi się spełnić, coś co wydawało mi się nieosiągalne. Uwierzcie, że do samego końca nie wierzyłem w ten wyjazd, kilka nocy przed nim niemal w ogóle nie spałem. A gdy miałem okazję zrobić sobie zdjęcie z moim ulubionym autorem gier - Stefanem Feldem, czułem się trochę jak Superman. To było nierzeczywiste, a ja duchowo latałem wysoko nad halą targową. Jestem pieprzonym szczęściarzem, geekiem obdarzonym przez los/rodziców/Boga. Z Essen poza tonami nowych gier przywiozłem dużo pozytywnej energii, serducho urosło.
                W zeszłym roku zdałem też prawo jazdy, naprawiłem coś, co zawsze sobie zarzucałem (a jeszcze
Łupy z Essen
bardziej mi zarzucano). Zarzucałem sobie rezygnację z kursu na początku studiów. Nie byłem wówczas mentalnie gotowy do tego. I wiecie co? W zeszłym roku zdałem prawko. Za pierwszym. Typ, który przed kursem w życiu nie siedział za kierownicą i miał równo wyjebane na samochody, zdał za pierwszym. Jestem szczęściarzem, mówiłem już?
                W zeszłym roku rozpocząłem także coś, na co bardzo liczę. Podjąłem próbę czegoś niemożliwego i dla mnie wielkiego. Podjąłem próbę rozpoczęcia życia z zabawy, z hobby. Założyłem moją małą firmę: www.fullcapgames.pl . Bardzo wierzę w ten projekt. Wierzę, że nauczyłem się sporo od czasu klapy Kaduceusza i Trybików. Jestem bogatszy o tamto złe doświadczenie. Fullcap Games to firma od pasjonata, chyba największego geeka w Toruniu, dla ludzi chcących zarazić się grami towarzyskimi. Póki co garażowa, mała firemka wspierana przez przychylne osoby, wkrótce zaś ogromne korpo ;).
                Pięknie jest marzyć, a spełnione marzenia natychmiast niosą za sobą kolejne. W tej chwili mam takie trzy główne. Szczególnie jedno jest dla mnie ważne, jednak nie chcę pisać o co chodzi. Jest ono  pozornie łatwe do spełnienia, ale wymaga pewnego wysiłku. O marzeniach nie można pisać zbyt wiele, bo się nie spełnią. A niektóre niespełnione marzenia mogą boleć. 

NAZI RZEŹNIA


Etykiety: , ,

0

Taka sytuacja

28.02.2014 - KęKę w NRD


Etykiety: , ,

0

Rzeczony autograf złotym markerem #swag
Na koncert ten czekałem od samej premiery albumu Takie Rzeczy, który moim zdaniem był najlepszą rzeczą jaka spotkała polski hip-hop w roku 2013. Radomski typ zwyczajny - tak nawija o sobie Kękę i to właśnie sprawia, że tego szczerego do bólu i swojskiego albumu chce się słuchać. Jasnym było wobec tego, że na koncert w Toruniu obowiązkowo będę się musiał wybrać. Po krótkim biforze z Mateuszem, Anetą, Mario i Szutkiem (Pozdrowienia dla całej ekipy!) w dobrych nastrojach wyruszyliśmy do NRD, które tego dnia było dosyć mocno wypełnione fanami radomskiego rapera. Na miejscu zlądowaliśmy o godzinie 22.00. Zdążyliśmy na support w wykonaniu grudziądzkiego rapera o ksywce Norsone, koleżki który dosyć daleko zaszedł w programie ŻYWYRAP. Było kilka fajnych kawałków, nieco szalonego freestyle'u. Ogółem pozytywnie, ale bez rozpierdolu. Około 23.30 na scenę wszedł Kęki. Tu już zdecydowanie zaczęło się rozpierdolem czyli Woogie Boogie. Poza tym poszły kawałki takie jak: Jeden kraj, Iskra, Zostaję, Nigdy Dość, Dziękuję, Nie wiedziałaś (2 razy!), Z boku, Ja się pytam i pewno parę innych, których nie spamiętałem. Kękę wspierały BoKoTy, a szczególnie ucieszył mnie na koncercie kawałek Drumen, który jest strasznym rozpierdolem. Koncert był stosunkowo krótki (około godzinki), upał był straszliwy, ale było treściwie. Tańczonko, swag, freestyle. To co na dobrych rapsach winno być - było. Po koncercie - choć nie było łatwo - udało się złapać Piotra i zdobyć autograf. Ogółem - sympatyczny koncert.

Moje video z solówki DJa i pełen kawałek "Nigdy Dość":
A tu BoKoTy "Drumen":


Ostatnie wino samotnych


Etykiety: , , , , ,

0

Co jakiś czas przychodzi taki dzień, kiedy noc się nie kończy. Przebywasz caluchną noc z kobietą, na którą nie masz szans, choć jesteście dziwnie blisko. Rozmawiacie, ona spogląda na ciebie takim wzrokiem, który choć podejrzanie niebezpieczny i głęboki, jest piękny jak świt w mroźny dzień. Tańczycie, jesteście bardzo blisko, alkohol w niej i w tobie dodatkowo dodaje magii całej sytuacji. Wspomnienia wracają, czas, którego nie da się już cofnąć, a ma się wrażenie, że nigdy już nie będzie tak samo. Kiedy jednak w końcu okazuje się, że nawet niekończące się noce dobiegają końca, kiedy w knajpie widzisz ludzi, którzy pomimo zakazu palenia odpalają papierosa i to filtrem nie w tę stronę, kiedy widzisz człowieka-pająka z rękoma dłuższymi od tułowia zginającymi się dziwacznie od nadmiaru alkoholu... Odchodzisz, przytulając się po raz ostatni, dotykając delikatnie drugiej głowy, krzyżując wzrok po raz ostatni na długi okres czasu (a może i na zawsze?) czując jakąś ogromną pustkę. Po powrocie do domu, choć niemal świta nie możesz zasnąć. Cały kolejny dzień robisz coś bezsensownie, próbujesz się zająć, ale na niczym nie możesz się skupić, a w tle cicho leci Michał Bajor...

Raport z wolnej chaty (ferie zimowe 2014)


Etykiety:

1

  • Dzień #1 (Piątek 31.01.2014)
Rano bez rewelacji. Po południu tradycyjnie, jak to w piątki - Planszowanie. Pograłem w Blue Moon City, 2 x w Hanabi i w Auf Achse das Kartenspiel przyniesione przez Mikołaja. To ostatnie to całkiem sympatyczna gra pasjansowa z elementem blefu. Lubię pasjanse. Hanabi jak zawsze rewelacyjne. To jest już mój prywatny klasyk. Blue Moon odświeżyłem sobie po bardzo długim okresie czasu, sympatyczne ale nie porwało mnie jakoś szczególnie. Po powrocie z klubu 37,5'C gorączki i ból gardła, który towarzyszy mi już niemal od początku stycznia. Obawiam się czy choroba nie zepsuje mi urlopu...

  • Dzień #2 (Sobota 01.02.2014)
Miałem iść na WTF, ale żeby nie kusić złego (przeziębienia) nie poszedłem. Zamiast tego nagrałem pierwszą zwrotkę nowego kawałka, jako że z gardłem jest nieco lepiej (będzie przewózka #swag), poczytałem Kosmiczny Szpital White'a, który niespecjalnie mi leży, ale doczytać do końca trzeba. Wieczorem browarki (jak co dzień gdy jestem sam w domu #alkoholizm) oraz filmy: Taxi 2 i Wymyk. Oba ok.

  • Dzień #3 (Niedziela 02.02.2014)
Ból gardła powrócił ze zdwojoną mocą. Płukanie nie pomaga #tracimygo ;). W związku z powyższym bez szaleństw. Niemal cały dzień spędzony z youtube i słuchaniem rapu najróżniejszego. No i dalsza lektura książki. Ponadto powoli zabrałem się za komponowanie listy gier na przyjazd Gumy.  Nie pisałem o tym jeszcze, ale już we wtorek przyjeżdża Guma. Joł!


  • Dzień #4 (Poniedziałek 03.02.2014)
Skończył się MatHandel #17, czyli ogólnopolska akcja wymiany gier planszowych. Stosunek wymian tym razem okazał się być bardzo korzystny dla mnie (wymieniłem 4/7 gier). Pozbyłem się słabych gier, a wymieniłem się chyba na nienajgorsze. Idą do mnie Pantheon, Eketorp, Summer Time i Caravelas. Zdrowotnie nadal kicha. Gardło boli mniej za to zaczęło kłuć mnie serce, a z tym nie ma żartów. Jutro wizyta u lekarza. Powoli tracę nadzieje na udany melanż z Gumą :(.


  • Dzień #5 (Wtorek 04.02.2014)

Wtorek zaczął się zupełnie nieciekawie. Wizyta u lekarza, problemy z sercem, wycieczka do przychodni na badanie EKG i do szpitala na pobranie krwi. Szczęśliwie większych nieprawidłowości nie stwierdzono poza podwyższonym ciśnieniem i lekko przyspieszoną akcją serca. Tak czy siak czas do południa miałem całkowicie zagospodarowany i to w niezbyt ciekawy sposób. Około 13.00 przyjechał jednak Guma i można było oddać się rozrywce. Nagraliśmy nowy kawałek i pograliśmy nieco w planszówki. Przetestowaliśmy nowość autora Halli Galli, grę Speed Cups, która okazała się być fajną imprezówką. Ponadto zagraliśmy bodaj dwie partie w Summoner Wars, a także jedną w Gold Nuggets - losową kościankę Reinera Knizi. Wieczorem sporo piwa było pite :).

  • Dzień #6 (Środa 05.02.2014)
Te gry obgraliśmy podczas przyjazdu Gumy
Jacek
Dosyć zmęczeni, gdyż stosunkowo długo zabawiliśmy dzień wcześniej, postanowiliśmy jednak nie zamulać i zacząć dzień ostrym akcentem planszówkowym - partią gry Egizia. Sromotnie przegrałem, ni cholery nie umiem w to grać. W ciągu dnia, a także na wieczornej imprezie, na którą wpadł także Miłek (który poleciał potem na gimbazę ;)), pograliśmy sporo w planszówki, jednak głównie w lżejsze tytuły. Szczegóły dotyczące tego w co graliśmy na zdjęciu. Wieczorem do grania piliśmy Jacka Danielsa z colą. Bodaj dopiero trzeci raz w życiu miałem taką okazję. Całkiem fajnie smakuje. Do tego był rap, były alkoduchy, oglądanie openingów ze starych bajek i parodii misia uszatka. Takie tam pijackie rozrywki :).
Guma rozkminia w Duchy
Klasyczna już gra na nasiadówach w moim gronie: Kościane Fasolki
  • Dzień #7 (Czwartek 06.02.2014)


Krajobraz po melanżu. Spaaaać, porządki, Spppaaać, porządki. Guma pojechał, Miłek się ogarnął. Skończyłem Kosmiczny Szpital, książka marna straszliwie. Na szczęście przyszła paczka z wystrzałowej promocji wydawnictwa Znak, w której wyhaczyłem 18 książek za 100 zł #thatsadeal. Czwartek zdecydowanie leniwy. Jutro szykuje się melanż na mieście i Planszowanie. Jutro też, można powiedzieć, koniec urlopu, gdyż Sobota (niby właściwy ostatni dzień) przeznaczona będzie na porządki i odsypianie planowanego jutrzejszego turbomelanżu.

Dzwony biją


Etykiety: ,

0

Wyszedłem sobie przed chwilą na fajkę. Chociaż na tyle pozwala mój rozpieprzony palec, a że rodzice wyjechali z domu to mogłem skorzystać z okazji (nie lubię palić gdy są w domu, a oni chyba jeszcze bardziej nie lubią jak palę). Obserwacja z fajki jest następująca. Mrok panie, jak sam skurwysyn. W krzakach przy domu coś się ruszało, brzoza rosnąca na skraju ogrodu dziwnie trzeszczała, a chmury popieprzały w szybkim tempie. Księżyc, co chwila był przez nie przesłaniany. Brałem łapczywie buchy, a wiatr dął. Wtem, dla jeszcze większego zbudowania atmosfery, zaczęły bić dzwony. Biły podejrzanie głośno i donośnie. Zupełnie tak jakbym jarał szluga na plebani, a przecież kościół w Złotorii jest ładny kawałek stąd. Brr, mroczno. Dzisiejsza aura zdecydowanie odzwierciedla mój nastrój. Trudny okres dla mnie nastał, pewno jak dla każdej osoby, która skończyła sielankowe studia i próbuje się odnaleźć w "dorosłym życiu". Zamierzam to zrobić pod rękę z pasją. Mam nadzieję, że krok ten nie będzie krokiem w przepaść. Nie oczekuję Bóg wie czego, byle jakoś było...
Na koniec muzyczka w klimacie notki.

Rapowe podsumowanie roku 2013


Etykiety:

0


Rok 2013, jeśli mowa o rapie (głównie polskim, bo tego słuchałem najwięcej) był niestety stosunkowo mizerny. Zabrakło płyt świeżych i wyróżniających się. Przesłuchałem dokładnie 15 polskich albumów. Chyba całkiem sporo. Rok 2013 był rokiem średnio udanych bądź zwyczajnie słabych duetów. Przeciętna płyta Solara z Białasem, kiepska skrzypka z Hadesem, nie wspominając nawet o marnych dokonaniach Onara i Miuosha (po singlach byłem tak na nie, że nawet nie sprawdziłem płyty). Pojawiło się kilku interesujących nowych zawodników bardzo dobrze rokujących na przyszłość. Mamy stylowego Kubę Knapa, młodego Kubana, niezawodnego Kękę, który spełnił pokładane w nim nadzieje i walnął, w mojej opinii płytę roku. Mamy także zdecydowanie odkrycie roku jeśli mowa o polskim rapie - Quebonafide. Zawodnik znikąd, który nagrał tyle kozackich kawałków, że pozycja jego materiału musiała u mnie wylądować wysoko. 2013 rok dla wielu osób był także rokiem Tedego, co nie może dziwić. Sam za nim nie przepadałem i nieczęsto sięgałem po jego numery. Świetne, trapowe Elliminati gruntownie zmieniło mój punkt widzenia, a utwór Nie banglasz już zawsze będzie mi się kojarzył z moimi pierwszymi chwilami za kółkiem własnego samochodu. 2013 to także ogromny zawód płytą VNMa, na której znalazłem ledwie 2 świetne kawałki (Propejn i singlowy Obiecaj mi). Miniony rok potwierdził także, że W.E.N.A skończył się na Wyższym Dobrze. A przecież single Nowej Ziemi były tak obiecujące! Gdzie ta wielka osiedlowa charyzma tego rapera? Pozytywnie zaskoczył za to legal Rasmentalismu, cudownie klimatyczny i interesujący.
Mój ranking płyt wydanych w roku 2013:
1. Kękę "Takie rzeczy"
2. Quebonafide "Eklektyka"
3. Tede "Elliminati"
4. Rasmentalism "Za młodzi na Heroda"
5. VNM "Propejn"
6. Kuba Knap "Bez nerwów bez złudzeń"
7. W.E.N.A./Stona "Nowa ziemia"
8. Sokół i Marysia Starosta "Czarna Biała Magia"
9. Potwierdzone Info "Przypadek? Niesondze"
10. Szops "Goodlife"
11. Kotzi/Luckyloop "Rapdom"
12. Emen "Przedmieścia"
13. Solar/Białas "Stage Diving"
14. O.S.T.R & Hades "Haos"
15. Popek "Monster"

5 kawałków z roku 2013, które szczególnie polecam (kolejność przypadkowa)
 
 

Co do zagranicy to najwięcej słuchałem Bonesa, Ethenwulfa i Spaceghostpurppa. Codein rap i emokonwencja. Nie od dziś bowiem wiadomo, że nie mam przyjaciół ;). Bardzo sobie cenię tego typu rap. Zdarzało mi się nadal słuchać nieco Asap Rockiego #purpleswag, Rick Rossa, Guci Mane'a i paru jeszcze murzynów.
Ciekawostkami okołorapowymi byli zdecydowanie Bonus BGC (z którego beki nigdymało) i Pikej (tu już trochę zajeżdża żenadą). Za to pozytywnie zaskoczył ks. Jakub Bartczak zwany też ASAP Księdzem. Ksiądz na trapach, tego jeszcze nie widzieli... A zobaczyć i usłyszeć warto.

O sztuce zabierania gier na wyjazdy rodzinne, czyli między innymi o tym dlaczego Pędzące żółwie przegrały z Robalami


Etykiety: ,

0

Już w sobotę wyjeżdżam na rodzinny wyjazd świąteczny. Co roku staram się na taką okazję zabrać kilka ciekawych gier planszowych, przy czym ciekawych nie oznacza tu mózgożernych, długich, z milionem elementów. Gry ciekawe dla geeków to nie to samo co sympatyczne, mało wymagające gry do pogrania z rodziną. Zacząć należy od tego, że moja rodzina - w przeciwieństwie do mnie - nie jest fanatycznie nastawiona do gier planszowych. Rozgrywka może być dla nich dodatkiem do świątecznego wieczoru i to dosłownie świątecznego. Na co dzień rodzinnie nie gramy w ogóle, albo prawie w ogóle.
 
Stąd gry, które zabieram na wyjazd muszą spełniać pewne określone cechy: rozgrywka musi być łatwa, niezobowiązująca; krótka (i przyjemna ;)), nieco losowa. Ponadto gry te nie powinny zabierać zbyć dużo miejsca. W tym roku postanowiłem je zmieścić w pudełku od polskiego wydania gry Polowanie na Robale (które jest nieco większe od tego od gry Pędzące Żółwie). Stąd wybór padł właśnie na Polowanie na Robale jako pierwszą grę, którą zabiorę na wyjazd. Druga z gier to List Miłosny. Zajmuje bardzo mało miejsca, zagra się w niego przy kolacji. Tytuł idealny na tego rodzaju wyjazdy. Kolejna gra świetna na taką okazję to Hanabi (nie na darmo zdobyła SDJ 2013). Siostra je uwielbia, ja także. Do wspólnego grania zabieram także Qwixx. W naszej rodzinie niegdyś dużo grało się w kości. Qwixx to modyfikacja tej klasycznej gry. Powinien się sprawdzić. A gdyby chętnych do grania zabrakło zawsze na wyjazdy zabieram apteczkę ratunkową w postaci gier solo. Tym razem będzie to genialny Onirim, jego następca Urbion oraz Old Town Solo od G3. Grania na święta na pewno nie zabraknie. Wymieniona lista gier nie zajmuje dużo miejsca, za to niesie za sobą tony grywalności.

Tyle wygrać


Etykiety: ,

2

A oto i czapka, którą wygrałem
Bękę mam z ludzi, którzy wywalają innych ludzi ze znajomych z fejsunia za to, że ci biorą udział w rozmaitych konkursach organizowanych przez przeróżne firmy i fanpejdże. Zaprawdę powiadam, bekę mam okrutną. Ludzie ci prawdopodobnie są ultra bogaczami, albo wstydzą się brać udział w tego typu "akcjach". Nie raz, nie dwa słyszałem także teksty w stylu "ale dureń z ciebie, przecież oni to robią tylko dla reklamy i tak nic nie wygrasz". Tak się składa jednak, że takiego wała. Kilka miesięcy temu wygrałem fajną smyczkę od Aloha. Używam jej do dziś - jest naprawdę kozacka. W mikołajki wygrałem gustowną czapkę zimową od Elade. Przyda się w sam raz na snowboardowy wyjazd do Włoch. Poza fejsuniem także ostatnio wygrałem dwa razy z rzędu gry planszowe na nockach growych organizowanych przez Grajfer. Nie wstydźmy się wygrywać - oto myśl przewodnia tego wpisu.

Bieg rzeźnika, czyli braci się nie traci


Etykiety: ,

4

Idziemy sobie ostatnio z Miłkiem na ośce i pierdolimy od rzeczy. Ostatnio w dużej mierze spędzam czas na robieniu niczego, albo robieniu czegoś, tyle że nic nie znaczącego. A to poczytam sobie książkę, a to zagram w grę (nie, nie Tomb Raider), a to obejrzę kolejny odcinek Walking Dead. Nie pracuję, nie uczę się. Niemal nic nie robię. Coś tam powoli sobie rozkminiam, z naciskiem na "powoli". Wracając jednak do tego spaceru na Jakubskim. Idziemy przy skrzyżowaniu Konopackich i Gołębiej, a tam samochód. Samochodów tam wiele, co dziwić nie może - Polska druga Irlandia przecież. Na klapie bagażnikowej owego samochodu wlepka. Taka oto:
 
Skojarzyła nam się jednoznacznie. W końcu Guma na Banicji. Pozdro Guma napijemy się niebawem i nagramy coś wierzę. Oby szybciej niż później. Fajno jakby na Sylwestra się udało...

Magiczny rok 2013


Etykiety: , ,

0

                Mówi się niby: "nie chwal dnia przed zachodem słońca". Nie ciesz się za szybko, niejako przed czasem dla śmiania i zadowolenia odpowiednim. Wyczekuj chwili, kiedy będziesz pewien, że absolutnie nic nie może ci spierdolić ostatecznego triumfu. Wbrew zasadzie, o której mowa powyżej rok 2013 już teraz jest dla mnie w jakiś sposób magiczny, choć niepozbawiony rozmaitych obaw (bezdomność czy może cudem wygrywanie życia ;)). Dlaczego magiczny? Ano choćby dlatego, że poszedłem w końcu na prawo jazdy (i zdałem je za pierwszym, ha!), dlatego, że obroniłem swoją idącą jak krew z nosa magisterkę (i to na db+). Także dlatego, że wakacje pomimo sporego natężenia pracy były bardzo udane. Były przy tym chyba najbardziej jeziorne jak tylko się da, a wyjazdom sprzyjała znakomita aura. Nie zliczę ile razy jeździliśmy z Wałczem i Gumą do Osieka. Finalnie udało się także zaliczyć Przyjezierze, ale dopiero w mrocznym jak sam skurwysyn wrześniu. Z do dupy pogodą, ale jak zawsze fajną ekipą i wielką mocą do dalszego funkcjonowania. Już za 2,5 tygodnia mam szansę spełnić swoje największe marzenie. Modlę się o to by się udało odwiedzić Targi Spiel w Essen. Choć nie będę tam jechał na szał zakupowy i granie non stop przez 4 dni, a raczej w celu rozeznania się w terenie (cały czas myślę o otworzeniu wydawnictwa z grami), to i tak jestem bardzo podekscytowany. Być w Mekce geek'ów - to nie może się udać... Oby jednak się udało. Oby rok 2013 był jeszcze bardziej magiczny i... przełomowy. Trzymajcie kciuki.
 

Powiew jesieni


Etykiety:

0


Przejechałem się dziś ponownie rowerem. I dobiło mnie strasznie. Ciul, że ładna pogoda, słonko przygrzewa i ogólnie "toć są wakacje". Problem w tym, że ja wakacji jako takich nie miałem, ale i to idzie przeboleć zważywszy na to, że nie mam już pięciu latek. Problem jest inny i o wiele większy. "Zapachniało powiewem jesieni" cytując jedną z moich ulubionych ballad Jaskra. A to oznacza nie mniej, nie więcej, że "Te zimy wrócą". Spadnie na nas gówniany deszcz, jezioro pokryje się prędzej czy później lodem. A ja - miejmy nadzieję - się obronię, bo lepiej być wykształconym bezrobotnym, niż nie wykształconym. Bo lepiej mieć srakę w domu, niż na Ukrainie. Tak jakoś mi się skojarzyło, nieważne. Są też plusy tego minusa. Zbliża się wrzesień i spotkania Planszowania, za którymi już trochę tęsknię. Brakuje mi tego klimatu co piątkowych posiedzeń nad planszą. Brakuje mi grania. Brakuje chlania (alkoholik mode on), brakuje mi rozmów z ludźmi (w wakacje tak jakby nikogo nie było, a i co poniektórzy co od niemal zawsze byli są teraz odlegli jak nigdy wcześniej). Mam dosyć pieprzonej magisterki. Ale już bliżej niż dalej.
 
 
 
 
 
 

Wolność (pozorna, ale zawsze)


Etykiety: ,

2


Kiedyś już robiłem coś takiego na tym blogu. Tak mi się zdaje. Raport z wolnej chaty, aka tydzień wolności. Postaram się edytować tego posta.

05.08.2013

Od rana, od około 9.00 nagrywki nowego kawałka Białe rymy, czeski styl - Ostatni wyjazd w sezonie. Przez kilka godzin nagrałem swoje dwie zwrotki, na 16.00 przyjechał Guma i nagrywał do... 22.00. Nie wiem ile podejść zaliczył, ale w programie Cool Edit Pro 2.1 był rozpierdol jak skończyliśmy :). I tak efekt nie był zadowalający dla Gumy i chce poprawić co nieco. Ja w przerwach czytałem na Kindlu książkę Anioł Jessiki - Grahama Mastertona. Przyjemna lektura szczególnie na zimę (ciul, że jak czytałem było grubo ponad 30'C), kojarzy mi się mocno z Koraliną - Neila Gaimana. Podobny oniryczno-baśniowy klimat. Wieczorem posłuchaliśmy trochę rapsów w tym bety naszego kawałka, popiliśmy sobie drinki, na bifor przed dniem kolejnym, o którym wkrótce... ;)







06.08.2013
 




Rano w dalszym ciągu czytałem powieść Mastertona, koniec się zbliża a psychodela coraz większa, jeśli chcieliście poczytać o wzorach z tapety bądź postaciach nadrukowanych na szafie, które naprawdę żyją, ale w alternatywnym, baśniowym świecie to zdecydowanie polecam. Od południa szykowałem się na melanż i chciałem doprowadzić Nintendo Wii do stanu używalności po dłuższym nie graniu, okazało się jednak, że drugi kontroler się zjebał i nici z grania multi, w związku z powyższym zacząłem szukać na allegro zamiennika. Popołudnie to duuużo rapsów i alkoholu, za to mało grania. Ledwie zagrałem jedną partyjkę z Miłkiem w Hanabi. Słaba to była partia..




 

07.08.2013

 


 
 
     
Leniwy dzień, po melanżu. Najfajniejsze, co trzeba odnotować to wyjazd nad jezioro z Gumą, gdzie popływaliśmy i zagraliśmy świetną partię w Abalone. Nad jeziorem jak to nad jeziorem, sporo ludzi, sporo dzieciaków i czilałt.












08.08.2013

               
Ponownie wyjazd nad jezioro, temperatura 38'C. Wiatraki nic nie dają. Patelnia. W jeziorze woda jak w morzu czerwonym, zero zimna. Lekkie orzeźwienie było, ale bez szału, do tego ludzi ilości ogromne. Koc przy kocu, zarąbane. Ponownie wybraliśmy się z Gumą i ponownie pojawił się akcent planszówkowy - bardzo fajna partyjka w Hanabi. Wróciliśmy na bazę przed 19.00 i udało się zagrać jeszcze po raz pierwszy w zakupioną przeze mnie nowość - Ewolucja: Pochodzenie gatunków. Po dosyć długiej partii pożegnaliśmy się, a ja ległem do łóżka zmęczony.









09.08.2013

              
  Do południa skończyłem Mastertona - był niezły. Po południu znów impreza, ciężkie jest życie urlopowicza. Wraz z Dagmarą i Gumą sporo pograliśmy zarówno na Nintendo Wii (najpierw w NBA 2K11, gdzie pięknie wygrywałem z Gumą, zaś potem w nieśmiertelne Mario Kart). Wii to świetna konsola głównie na imprezy, choć i parę świetnych singlowych gier na niej zaliczyłem. Grafika do najświeższych nie należy, ale jeśli to się przeboleje to jest pięknie. W przerwach od grania w Wii udało się zagrać w karcianki:  Ewolucja: Pochodzenie gatunków (nie wiem co sądzić o tej grze, niby ma coś fajnego, ale zasady są mega niejasne a i bugi pewne widzę) i Zombi! Ratuj się kto może!. Na imprezie grało się w to coś bardzo fajnie, ale za prawdę powiadam, to nie jest dobra gra...








10.08.2013

               
Jak powszechnie wiadomo na kaca najlepsze są planszówki (no i cola oczywiście :D). Tak więc z samego rana nieprzytomni usiedliśmy z Gumą do Ewolucja: Pochodzenie Gatunków. Przegrałem dwa razy i to bardzo mocno. Albo Guma jest niepokonany a ja chujowy, albo ta gra jest zjebana. Ja sądzę, że ta druga opcja jest prawdziwa, ale to sami musicie ocenić. O wiele ciekawsze były dwie partie w Kingdom Builder, które zagraliśmy później. Ta gra zdobyła nagrodę SDJ nie na darmo - jest łatwa, ale i bardzo przyjemna. No i pięknie wygląda.